Wracamy do tematu kryzysu depopulacyjnego, który dotknął Polskę, a zwłaszcza nasz region. Według najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego za rok 2024, Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia wciąż zmaga się z niepokojącymi trendami demograficznymi.
W ubiegłym roku GZM „straciła” około 15 tysięcy mieszkańców. Główną przyczyną jest ujemny przyrost naturalny. W 2024 roku zanotowano 26,2 tys. zgonów przy 12,3 tys. urodzeń, co daje wskaźnik przyrostu naturalnego na 1000 mieszkańców na poziomie -6,6. Jest to wartość znacznie gorsza od średniej krajowej (-4,2). Również lepiej wypadają największe miasta w Polsce, takie jak Warszawa (-1,3), Kraków (-0,6), Wrocław (-1,9), Gdańsk (-2,2), Poznań (-3,1).
Z miejscowości należących do GZM jeszcze dwa lata temu Bojszowy i Wyry były na demograficznym plusie. Teraz wszyscy są pod kreską. Słabym pocieszeniem może być to, że w powiecie bieruńsko-lędzińskim te procesy zachodzą najwolniej. W regionalnej statystyce jesteśmy na drugim miejscu (- 2,9). Wyprzedza nas jedynie powiat pszczyński (- 1,6).
Drugim czynnikiem wpływającym na depopulację jest migracja.
Z GZM wciąż więcej ludzi wyjeżdża, niż się tutaj osiedla. W ten sposób Metropolia utraciła w ubiegłym roku 1,8 tys. mieszkańców. Jednakże, w odróżnieniu od ujemnego przyrostu naturalnego, nie wszystkie miejscowości mają problem z uciekającymi mieszkańcami. Listę gmin, gdzie więcej ludzi przyjechało niż wyjechało, otwierają Bojszowy. Współczynnik migracji wynosi aż 14,46 proc. Pierwszą piątkę zamyka Chełm Śląski (9,5 proc.). Na dziesiątym miejscu uplasował się Imielin (7,1 proc.). Nieco gorzej sytuacja wygląda w pozostałych miejscowościach naszego powiatu. Zajmujące 27 miejsce Lędziny są na niewielkim migracyjnym minusie (- 0,55). Większy problem ma Bieruń, który ze wskaźnikiem - 2,88 zajmuje dopiero 34 miejsce.

Komentarze