Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 27 lipca 2024 16:51
PRZECZYTAJ!
Reklama

Cudze chwalicie, swego nie znacie

Chociaż rubryka ta nosi tytuł „Ocalić od zapomnienia”, to mogłaby też nazywać się „Cudze chwalicie, swego nie znacie”. Z pewnością większość mieszkańców Lędzin potwierdziłaby, że zna nasz lędziński kościół św. Klemensa. Pytanie czy „znać”, zawsze oznacza „znać”. Czy to, że wiemy, iż taki budynek istnieje oznacza, że znamy jego historię, zarówno te wątki wyjątkowe jak i te mniej spektakularne?
Cudze chwalicie, swego nie znacie

Kościół św. Klemensa wchodzi w skład Archidiecezji Katowickiej, która swoim zasięgiem obejmuje olbrzymi obszar aż 2333 km2. Święty Klemens to zaledwie jedna z 322 parafii. Mamy również świadomość, że nawet jeśli nasze miasto najbliższe jest naszemu sercu, to Lędziny nie mają i nie miały nigdy takiego znaczenia jak Katowice, Tychy, Rybnik, Żory czy sąsiednie Mysłowice.

Pomimo tych wszystkich aspektów to właśnie z tej parafii, z kościółka św. Klemensa, górującego już od prawie tysiąca lat nad tą częścią Śląska pochodzą jedne z najstarszych i wyjątkowych dokumentów Archidiecezji.

Ponad cztery wieki temu, to właśnie w naszym Klimontku 10 stycznia, roku pańskiego 1607 stworzono najstarszy zapis ślubu z tzw. Ksiąg metrykalnych. To właśnie wtedy ślub w tej parafii zawarli Joannes i Katerina (Jan i Katarzyna, nazwiska nie podano). Ten dokument jest najstarszym istniejącym zapisem pośród wszystkich ksiąg metrykalnych Archidiecezji Katowickiej! Czyli nie Katowice, Tychy, Rybnik, Żory czy Mysłowice, a Lędziny zapisały się w tym zakresie na kartach historii naszej Archidiecezji.

A to nie wszystko. Dziewiątego października wybiła 415. rocznica najstarszego zapisanego chrztu w Archidiecezji Katowickiej, który również pochodzi z lędzińskiej parafii! Co ciekawe najstarsza metryka pogrzebu, a więc kolejny odnaleziony historyczny zapis w archiwach Archidiecezji Katowickiej, jest 21 lat młodszy od zapisów lędzińskich. 

Szkoda, że w naszej lokalnej społeczności tak słabo rozpropagowana jest informacja, że Archiwum Archidiecezjalne w Katowicach przy znaczącym wsparciu z Archiwum Państwowego, kosztem ponad 800 tysięcy złotych dokonało konserwacji tych wyjątkowych i zabytkowych dokumentów! 
 

Warto podkreślić, że zdaniem naukowców biorących udział w pracach renowacyjnych to właśnie lędzińskie dudki, czyli księgi w formacie folio fracto mają wyjątkową rangę!

Lędzińskie metryki zapisano „brązowym atramentem żelazowo-galusowym na papierze czerpanym, z widocznymi filigranami.” To właśnie tego atramentu używali już 2500 lat przed naszą erą Egipcjanie! Co ciekawe specyfika tego atramentu polega na braku pigmentu lub barwnika, a jego działanie opiera się na soli metali (siarczan żelaza lub miedzi ), które dodane do materiału garbnikowego dają kolor. Jest on bardziej płynny niż tusz indyjski, co czyni go bardzo przyjemnym do rysowania piórkiem, szczególnie ptasimi piórami (gęsimi, indyczymi). Co ciekawe nie nadaje się do piór wiecznych, bo nie można ich potem odpowiednio wyczyścić, a atrament może powodować bardzo szybką i nieodwracalną korozję.

Do kolejnych niezwykłych ciekawostek rekonstrukcji lędzińskich metryk należy fakt, iż do wzmocnienia kart ksiąg użyto bibułek japońskich, których waga na jeden metr kwadratowy zaczyna się od 1,6 grama! Do ich klejenia używa się zazwyczaj tzw. klei króliczych, pochodzących, jaka sama nazwa wskazuje ze zmielonych skór króliczych!

W tym miejscu składam szczególne podziękowania Wojciechowi Schäfferowi za umożliwienie dostępu do oryginalnych ksiąg metrykalnych z naszego Klimonta.

Dostępne są bowiem skany tych ksiąg, jednak one nie gwarantują tego wyjątkowego przeżycia. Móc osobiście dotknąć kawałka naszej lokalnej historii z I połowy XVII wieku, a więc okresu gdy francuscy kolonizatorzy zakładali osady w Kanadzie i miasto Quebec, a Maciej Habsburg został królem Węgier. Rok 1607, gdy Jan i Katarzyna powiedzieli sobie „tak” to rok, w którym 104 angielskich śmiałków rozpoczęło kolonizację Ameryki Północnej. Gdy w lędzińskiej parafii trwał 1608 rok, a brązowym atramentem żelazowo-galusowym uwieczniono informacje o chrzcie, stanowiącym dzisiaj historyczny rarytas, pierwsi polscy koloniści dotarli do Nowego Świata, i to dzięki nim w amerykańskim Jamestown w stanie Wirginia powstały jedne z pierwszych fabryk, produkujące gonty do krycia dachów, a nawet huta szkła. To działo się w czasach, gdy powstały tak znaczące z dzisiejszego punktu widzenia zapisy, w de facto tak mało znaczących wówczas Lędzinach.

Niestety historia pierwszych Polaków na ziemiach amerykańskich ma trochę wspólnego z historią lędzińskich dudek.

W roku 2007 z okazji 400-lecia założenia kolonii odbyły się w Jamestown uroczystości, jednak ani polskie władze, ani organizacje polonijne w USA nie zadbały o podkreślenie obecności Polaków w życiu miasta. Nie został zaproszony żaden Amerykanin polskiego pochodzenia ani żaden Polak. I podobnie jest z naszymi lędzińskimi dudkami. Najstarsze dokumenty w całej Archidiecezji mogłoby stanowić przecież promocję miasta, niestety na stronie internetowej miasta znajduje się na ten temat jedno, ogólnikowe zdanie, tymczasem to właśnie zdjęcia naszych ksiąg metrykalnych zdobią główne drzwi wejściowe do Archiwum Archidiecezjalnego w Katowicach!

Marek Spyra
wiceprzewodniczący Rady Powiatu z Lędzin

Artykuł przygotowany na podstawie materiałów Archidiecezji Katowickiej, książki Arthura Waldo „Prawdziwi bohaterowie z Jamestown”, Wikipedii, i strony www.gdanskstrefa.com/jamestown-poddani-krola-polskiego.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
PRZECZYTAJ
Reklama
Reklama
Reklama